Ostatni nocleg na Saaremie spędziliśmy na najbardziej wysuniętym na wschód cyplu, na półwyspie Koiguste. Jeszcze w Tallinie spotkani Estończycy polecali nam to miejsce, jako raj pełen kwiatów. Trudno więc było przejść obojetnie wobec takich zachwytów ;-)
Drogą szutrową, coraz węższą i mniej wygodną dojechaliśmy w końcu do samego cypla, gdzie prócz lekko pochylonej i jakby trochę zapuszczonej latarni, oraz samotnej łódki na brzegu - niewiele znaleźliśmy.
Miejsca na rozbicie noclegu też nie było, więc postanowiliśmy się cofnąć do upatrzonej po drodze opustoszałej szopy. Przy niej znaleźliśmy miejsce na ognisko, na którym mogliśmy ugotować obiad (tradycyjnie były to kluski z jakimś sosem - gotowane w menażce wprost na ogniu ;-)), oraz miła niespodzianka w postaci... pompy! Zawsze co prawda woziliśmy baniaki z woda do picia i mycia, ale tutaj mieliśmy luksus w postaci bieżącej, choć lodowatej wody! :-)
Okolice jak i gdzie indziej na Saaremie - spokojna woda wokół, kamienista plaża... i spokój. A obiecane kwiaty? Było ich rzeczywiście bardzo dużo, tyle, że raczej dosyć pospolite gatunki... ale natomiast bardzo kolorowe ;-)
Kolorowy był też nasz ostatni zachód słońca na Saaremie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz